Książki i filmy
Dotychczas było tak, że ledwo przyłożyłam głowę do poduszki, już zasypiałam. Ostatnio jednak wiercę się i przewracam z boku na bok i coś zasnąć nie mogę. Postanowiłam więc zmęczyć oczy, żeby same się zamknęły ;) Tym sposobem zyskałam godzinę przed snem na czytanie książek :) Ostatnio przerabiam Chmielewską, "przetykaną" co trzy książki innymi autorami, tak dla urozmaicenia :) Siostra stwierdziła, że kiedyś przeczytała jej trzy książki i już jej się mylą, jak sobie próbuje przypomnieć co w której było. No nie wiem, ja czytam bodajże dwudziestą, ale nic mi się nie myli. Zapewne gdyby mnie spytać o dokładny przebieg akcji którejś z nich, z podaniem imion i nazwisk bohaterów, to bym się zastanawiała (zwłaszcza nad tymi imionami i nazwiskami), ale zasadniczo opowiedzieć potrafię każdą. Czego nie mogę niestety powiedzieć o zawiłych, zagmatwanych, wielowątkowych powieściach zagranicznych autorów, w których występuje dużo obco mi brzmiących imion, nazwisk i nazw. Jakąś blokadę mam lub defekt na takie rzeczy ;) Ile bym książek jednak nie przeczytała, nadal moim numerem jeden wśród książek tej autorki pozostaje "Ostatnie zdanie nieboszczyka". Może i mało realistyczna fabuła, ale lekka, zabawna i z pomysłem. Po prostu genialna :) Trudno się od niej oderwać. Co nie zmienia faktu, że niemal wszystkie książki dobrze mi się czytało, może poza "Lesiem".
Już zapowiedziałam rodzince, że jutro okupuję telewizor od 20stej, bo ma lecieć "Hiszpanka", którego to filmu jestem bardzo ciekawa. Wiem już, że z samą epidemią akcja filmu ma niewiele wspólnego, co mnie trochę rozczarowało, bo - jak by nie patrzeć -pochłonęła 50-100 mln ofiar, przy 8,5 mln poległych w czasie I wojny światowej. Aż trudno sobie to dziś wyobrazić, że chorował na nią co trzeci mieszkaniec świata i była aż tak śmiertelna, zwłaszcza wśród młodych ludzi. Tymczasem epidemia ta, a właściwie pandemia, jest traktowana po macoszemu i w literaturze i w kinematografii. Szkoda, bo to było tak niedawno, a warto wiedzieć, że żadnej choroby nie należy bagatelizować. A wracając do filmu. Ponoć wydano na niego mnóstwo pieniędzy, więc spodziewam się przynajmniej dobrego widowiska.
Z pewną obawą oglądaliśmy ostatnio "Interstellar"; obawą, bo film ma sporo średnich lub negatywnych ocen od mniej lub bardziej profesjonalnych krytyków. Wcześniej oglądaliśmy Mad Maxa 4, który miał dobre lub wręcz fantastyczne oceny tych samych krytyków, więc stwierdziliśmy, że skoro "czwórka" została uznana za wybitny film, to aż strach oglądać "Interstellar". Nam bowiem nowy Mad Max w ogóle nie przypadł do gustu. Film nie ma żadnej głębszej treści, jest nudny i monotonny przez zbyt dużą prędkość, jeśli można tak powiedzieć. Zasługuje na pochwały za efekty specjalne i tyle. Bo niczego poza tymi efektami w nim nie było. Gra aktorska? Bez jaj, nie było w czym się wykazać. Fabuła? Żadna. W zasadzie dno. No, ale obejrzeliśmy w końcu "Interstellar" (trzy razy) i mimo, że oczywiście można zarzucić filmowi "dziury" i "kolizje z logiką i aktualną wiedzą o naturze zjawisk", film się fantastycznie ogląda. Ma sens, ma fabułę, ma akcję, ma dialogi, ma świetną grę aktorską, ma problem i próbę jego rozwiązania; próbę nieco niestandardową, co spotkało się zarówno z krytyką jak i pochwałami. Oczywiście można krytykować go w kontekście koncepcji związanych z podróżami w czasie, ale w tego typu filmach zawsze pojawiają się nieścisłości. Osobiście - polecam.
Komentarze
Prześlij komentarz