Słodycze i odchudzanie

Ostatecznie pogodziłam się z myślą, że jestem łasuchem, niepoprawnym miłośnikiem słodyczy i nawet jeśli na trochę potrafię z nich zrezygnować, to jest to ograniczone czasowo. A w dodatku to ograniczenie jest dość krótkie. Natomiast przed samym wybiciem godziny, kiedy to stwierdzam, że jednak muszę zjeść coś słodkiego, osoby z mojego najbliższego otoczenia cierpią katusze przez moje humory. A zatem obiecałam sobie, że więcej męczyć się (i ich) nie będę i tyle w temacie.


No, może prawie tyle. Z uwagi na to, że od czasu do czasu po prostu muszę zjeść czekoladę, przerzuciłam się na gorzką. Nie da się jej zjeść dużo (przynajmniej ja nie potrafię), a zaspokaja moją przemożną ochotę na czekoladę. Poza tym zrezygnowałam z innych słodyczy "sklepowych". Nie jem żadnych cukierków, batonów, ciastek, żelków, itd. Rekompensuję to sobie domowymi ciastami. I tu drugi trik ;) a mianowicie mniejsza blaszka. Tak, żebym mogła zjeść kawałek do kawy jednego i drugiego dnia, a pozostałą część, żeby pochłonęła rodzina. Doszłam do wniosku, że moje poprzednie blaszki były zbyt duże przez co musiałam później wyjadać za dużo, "bo przecież szkoda wyrzucić".


I te trzy rzeczy - czyli przerzucenie się na gorzką czekoladę, rezygnacja z innych słodyczy ze sklepu i pieczenie ciast domowych na mniejszej blaszce sprawiły, że moja waga idzie w dół :) Serio. I z humorem wszystko ok, bo jednak słodycze jem...

Komentarze

Popularne posty