Na grzyby nie trzeba wstawać bladym świtem

W końcu nadszedł ten szczęśliwy - dla takiego miłośnika spania jak ja - czas, kiedy to na grzyby nie trzeba się zrywać bladym świtem. Nie mam pojęcia dlaczego, ale od dziecka słyszałam ciągle powtarzane jak mantra hasła: na grzyby się chodzi wcześnie rano, na grzyby się chodzi w sobotę. Na pytania czy grzyby się później chowają ciągle dostawałam odpowiedź, że później są wyzbierane przez innych grzybiarzy. Co prawda przeczy temu fakt, że i w poniedziałek ludzie wracają z grzybobrania z pełnymi koszami, ale nikogo z kim bym się na te grzyby wybierała to nie przekonywało. A w tym roku - cud. Grzybów jest tyle, że nazbiera się także popołudniu. 

Ostatnio wracaliśmy późnym popołudniem od rodziny. Kiedy przejeżdżaliśmy przez las, zaproponowałam, żebyśmy się zatrzymali i sprawdzili czy są grzyby. Rodzina wątpiła, tym bardziej, że przy drodze stało sporo samochodów grzybiarzy. Dla świętego spokoju jednak poszli. W pół godziny zebraliśmy tyle, że wystarczy mi na cały sezon (nie używam dużo grzybów, ale nie wyobrażam sobie bigosu czy barszczyku bez grzybka, albo Wigilii bez grzybowej). Taka "akcja" jeszcze mi się nie zdarzyła :)

A nasze zbiory wyglądały tak:


Komentarze

Popularne posty