Nalot komarów

Jakbym ostatnio wykrakała: pojawiły się komary. Od wielu lat tyle ich nie było. Jestem jak biedroneczka - cała w kropeczki... Tylko czerwone, a nie czarne, ale w końcu są różne odmiany biedronek. Nie da się posiedzieć wieczorem w ogrodzie. Ba, nie da się nawet posiedzieć w dzień w cieniu. Jeżdżąc na rowerze od czasu do czasu zatrzymuję się, żeby się napić. A te małe krwiopijce tylko na to czekają. Od razu wylatują gdzieś z traw, krzaków czy drzew i rzucają się na człowieka. Z trzy razy zdarzyło mi się zapędzić w las i pola, szukając skrótów, albo dlatego, że tak mnie poprowadziła nawigacja. Skończyło się na niewygodnej jeździe trzymając jedną ręką kierownicę, a drugą machając dookoła twarzy, żeby chociaż jej nie pożarły. Tydzień temu zawracając w lesie miałam oblepiony cały samochód - zleciały się sprawdzić czy coś da się podjeść. Serio, tyle komarów nie pamiętam. 

Być może jest to wina nie tylko powodzi, ale także budowy osiedli w miejscach, w których kiedyś były zabudowania gospodarcze, a w nich jaskółki i jeżyki. Obserwuję to w wielu miejscach. Wiosną ptaki przylatują, próbują zbudować gniazda, ale są przeganiane przez nowych właścicieli. Więc z roku na rok przylatuje ich coraz mniej. Być może nawet te, które bezskutecznie przez kilka lat próbują zasiedlić na nowo "ojcowiznę" wymierają, być może po prostu jest ich w ogóle coraz mniej... Słyszałam kiedyś, że taki jeżyk potrafi zjeść dziennie 3 tysiące komarów!!! Kiedyś, gdy żyły w naszej okolicy, rzeczywiście komarów nie było. Teraz nie ma jeżyków, są komary. Coś za coś...

A jeden z moich rowerowych "skrótów" wyglądał tak:


Komentarze

Popularne posty