Uprzeć się czy nie?

Uprzeć się czy nie? Oto jest pytanie na miarę Hamleta. A wynika ono z tego, że jak co roku są naciski, żebyśmy święta spędzili w domu rodzinnym. I jak co roku, mama chce w jak największym stopniu przejąć gotowanie i pieczenie, mimo że później nie ma siły się ruszać. Wszelkie perswazje na nic się zdają. Bo "dam sobie radę", "ja tak lubię", "przecież to żaden problem, już wszystko sobie przemyślałam i wiem kiedy co zrobić", "to taka tradycja" (argument wyciągany na koniec jako koronny i nie do obalenia). 

Tylko kurczę, ja też mam ochotę trochę popichcić, żeby mi dom pachniał świątecznymi potrawami. I tu jest owo: uprzeć się czy nie? Jeśli się uprę, będziemy mieli na Święta dużo więcej jedzenia. Warto dodać, że tego co robi mama i tak nie jesteśmy w stanie "przerobić", więc po Świętach nastaje czas: "jedz, bo się zmarnuje". Trzeba by pułk wojska zaprosić na obiad i deser, żeby ten czas nie nastał. Jeśli więc przywiozę własny prowiant, świąteczne potrawy trzeba będzie jeść jeszcze dłużej, a po Świętach jakoś tak się już nie chce. 

A jeśli ulegnę i nic nie zrobię, będzie jak zwykle i jak zwykle będę chodziła wkurzona, że w przyszłym roku musi być inaczej... Tak czy inaczej nie będę usatysfakcjonowana... Ale, żeby nie było, że jestem kapryśna i nie można mnie zadowolić powiem, że owszem, można. Wystarczyłoby się podzielić przygotowaniami. Tyle, że u mamy to nie wchodzi w grę.

Możaby jeszcze zmienić plany i zostać w domu, ale wtedy też będzie narzekanie, że jak to, Święta mają być rodzinne, a nie takie na odległość i telefoniczne. Że już Wielkanoc nam zepsuto i to w czasie, kiedy zachorowania były pojedyncze, a skoro w wakacje nic się nie wydarzyło mimo mobilności, to i teraz przeżyjemy...

Ech, te Święta. Wrzucę na koniec coś nastrojowego :)



Komentarze

Popularne posty